W pogoni za muzą - Balthazar „Fever”
Balthazar – pięciu
muzyków (z których dwóch stanowi trzon songwriterski), piętnaście lat na scenie, cztery krążki na koncie.
Pochodzą z Belgii i pomimo, że mogą być przez to kojarzeni z flamandzkim
chłodem, swoją muzyką zdążyli już rozpalić serca w wielu krajach, w
szczególności w tym roku, wydając krążek o nazwie „Fever”.
Historia powstania tej
grupy jest niezwykle naturalna. Obydwaj założyciele – Maarten Devlodere i Jinte
Deprez dorabiali muzykując na ulicy i tam też się poznali. Ja grałem w jednym rogu, Maarten w drugim i w pewnym momencie
zauważyliśmy, że jeśli gramy razem lepiej się to kręci - mówi Jinte w jednym
z wywiadów. Mieli wtedy 16/17 lat. Nazwa zespołu też narodziła się dość spontanicznie –
Maarten wspomina, że Balthazar było
pierwszym co przyszło mu do głowy przed jednym z koncertów. Zwykle
później zespoły zmieniają nazwę na coś bardziej przystępnego, ale my po prostu
zapomnieliśmy. Były momenty kiedy jej nienawidziliśmy, ale z czasem chyba
przywykliśmy i teraz ją lubimy - mówi. Po 6 latach muzykowania, w 2010 roku
wydali pierwszą płytę „Applause”, drugi krążek „Rats” ukazał się w 2012 roku, a
trzeci „Thin Walls” w 2015. Po tym czasie muzycy postanowili zrobić sobie
przerwę, którą poświęcili na solowe projekty (Warhaus oraz J. Bernardt).
Skończyła się ona wraz z wydaniem czwartego krążka „Fever”.
"Bunker" - singiel z płyty "Thin Walls" z 2015 roku
Brzmienie zespołu
ciężko zaszufladkować. Sami artyści twierdzą, że jest to muzyka popowa, ale biorąc
z popu różne elementy, starają się uczynić je mniej oczywistymi. I wychodzi im
to doskonale, bo o muzyce Balthazara można powiedzieć dużo, ale na pewno nie
to, że jest oczywista. Wśród swoich inspiracji wymieniają lata 60., a także
soul i funk lat 70-tych. Ich styl muzyczny zmieniał się z upływem czasu, brzmienie
pierwszych płyt było ciemniejsze, bardziej melancholijne. Wraz z „Fever” dosłownie i w przenośni podnoszą temperaturę ich muzyki. Płyta ma lżejszy
charakter, jest bardziej ekstrawertyczna niż pozostałe krążki i celebruje
poczucie wspólnoty grupy ludzi tworzących razem muzykę – w końcu członkowie
zespołu przez trzy lata tworzyli solowo.
„Fever” to płyta
minimalistyczna – brzmienie głownie kręci się wokół perkusji i basu, który jest
na pierwszym planie w większości piosenek. Nie brakuje jednak urozmaiceń takich
jak skrzypce i instrumenty dęte. Krążek otwiera piosenka o tym samym tytule,
która już na samym początku określa charakter całego wydawnictwa. Zwraca też
uwagę na podkreślane przez muzyków poczucie wspólnoty – wyśpiewana jest przez
wszystkich członków zespołu. Później czekają nas cztery spokojniejsze utwory
„Changes”, „Wrong faces”, „Watchu doin” oraz „Phone number”, aczkolwiek każdy
wyróżnia jakiś element, czy to elektroniczny refren w „Changes” czy smyczki i
instrumenty dęte w „Wrong faces”. „Entertaiment” rozpoczyna żywszą część
albumu, jest to utwór, który najbardziej uwydatnia instrumenty dęte, dalej buja
nas „I’m never gonna let you down again” i „Wrong vibration” a pomiędzy nimi
znów chwila na oddech z „Grapefruit”. Płytę zamyka „You’re so real”, który jest
bardzo śpiewnym utworem i taki był też cel zespołu – zostawić słuchaczy ze
śpiewem na ustach.
Ciekawym elementem
albumu jest okładka przedstawiająca
likaony – dzikie psy afrykańskie. Artyści przyznają, że jej historia nie jest
zbyt skomplikowana, co według mnie dodaje jej jeszcze większego uroku. Mianowicie
zdjęcie pochodzi z numeru National Geographic znalezionego w leśnym domu, w
którym wokaliści spędzili tydzień, aby popracować nad albumem (dokładnie ze strony 7, jak wspominają w jednym z wywiadów).
Jest to też drugi obrazek, który ujrzymy wpisując nazwę zwierząt w wyszukiwarce
Google. Piosenkarze stwierdzili, że zdjęcie bardzo dobrze wpisuje się w
charakter nowej płyty. Wszystko w nim
idealnie oddawało ideę nowego albumu, kolory, afrykańską glebę. Same psy
wyglądają jak zespół – mówi Jinte w wywiadzie dla somusic.pl.
Wykonanie "I'm never gonna let you down again"na żywo w MUZO.FM
„Fever” to album oszczędny w środkach, ale w tym
minimalizmie nie brakuje także niespodzianek. W znacznym stopniu różni się też
od poprzedniego dorobku Balthazara, choć nie jest oderwany od całości. W przywołanym
wcześniej wywiadzie dla somusic.pl frontmani mówią:
Jinte: To, jak brzmimy uzależnione jest od tego, jacy jesteśmy w danym momencie/roku/ czasie. Ale mam nadzieję, że to brzmienie jeszcze się zmieni.
Maarten:
Chciałbym użyć metafory psa goniącego muzę. Jeszcze jej nie dopadliśmy i nie
wgryźliśmy się w jej szyję.
Pozostaje mi życzyć Balthazarowi powodzenia w
pogoni za ich muzą i z ciekawością obserwować dalsze etapy tego pościgu.
Komentarze
Prześlij komentarz